ROK 1995/1996
"ROK BURZY I NAPORU". POWRÓT DO HUFCA POZNAŃ-NOWE MIASTO

Rok 1995/1996 był jednym z najbardziej intensywnych, emocjonujących i obfitujących w wydarzenia lat w historii Szczepu "Leśni". Jesień przyniosła zwycięstwa na dwu prestiżowych imprezach: na "Perkunie" i Biegu Nocnym Śladami Historii. W trakcie roku Szczep zmienił przynależność organizacyjną przechodząc z V Hufca Poznań-Rataje do Hufca Poznań-Nowe Miasto. Przenosiny pochłonęły dużo czasu i nerwów, doszło bowiem do konfliktu o sprzęt z komendą V Hufca... Przy tym wszystkim toczyło się normalnie i to na dość wysokim poziomie życie drużyn i zastępów, odbyło się jedno z najlepiej wspominanych zimowisk - w Krościenku w Pieninach...

W nowym roku harcerskim, obozie letnim 1995 nad Jez. Dołgie we wrześniu 1995 skład Szczepu "Leśni" był następujący:
- 11 PDH "Bractwo Kory Brzozowej" drużynowy phm. Mariusz Jóźwiak, (od 11 XI - pwd. Grzegorz Skrukwa), zastępy: „Wilki” (zastępowy dh. Łukasz I.), „Rosomaki" (dh. Barman), Zastęp Próbny (dh. Andrzej), "Kojoty" (dh. Damian - od I 1996)
- 434 PDH "Orejana" drużynowa pwd. Alicja Nowak, przyboczna dh. Pela, zastępy „Szafranki” (zastępowa dh. Laura), „Szafirki” (zastępowa dh. Ania Sz.), "Szalejki" (zastępowa dh. Gosia K.), "Szarłatki (zastępowa dh. Madzia K).
- 36 PDZ „Mali Przyrodnicy” (drużynowa phm. Marzena Partyka).
Komendantem Szczepu był phm. Mariusz Jóźwiak.
Szczep nadal był "rozproszony" - zbiórki zuchów odbywały się na Os. Rzeczypospolitej 88a, 434 PDH - na Os. Bohaterów II Wojny Światowej, a 11 PDH na Os. Rzeczypospolitej 14 (wieżowiec), ale na przełomie roku 1995 i 1996 nastąpiły w tej materii zmiany.

29 IX - 1 X 1995 - po raz kolejny silna reprezentacja Szczepu udała się na Wielką Gra Wojenna "Perkun" organizowaną przez 37 PDH "BKIK". Nareszcie „Perkun” o numerze „13” okazał się dla nas bardzo szczęśliwy. Jego fabuła nawiązywała do „Władcy Pierścieni” J.R.R. Tolkiena. Reprezentacja „Leśnych” wcieliła się w Siły Zła czyli w watahę orków pod nazwą „Brudni, Brzydcy, Zieloni”. Nazwa ta nie odpowiadała dziewczynom, które uznały, że zielone – OK. (mieliśmy wszyscy zielone kaptury), brudne – można zaakceptować, bo na „Perkunie” nie ma warunków do mycia, ale brzydkie to na pewno one nie są… Nie miały jednak siły przebicia i pod taką nazwą wystartowaliśmy. Szczep „Leśni” reprezentowało 14 osób: Mariusz Jóźwiak, Alicja Nowak, Anna Pilarczyk, Małgorzata Kraszewska, Marzena Partyka, Magda Kościelak, Grzegorz Skrukwa, Mariusz Marszałkiewicz, Andrzej Malicki, Łukasz Iwiński, Piotr Biskup, Jakub Job, Tomasz Tamborski i Artur Radajewski. Zaczęło się w centrum Poznania, potem trafiliśmy do jednego z przejściowych podobozów na Dziewiczej Górze. W pierwszą noc dresiarze w Czerwonaku napadli na część uczestników „Perkuna”, jednak my nic o tym nie wiedzieliśmy i przespaliśmy całą noc spokojnie. Następnego dnia rano przeprawiliśmy się łodzią przez Wartę i dotarliśmy na główne obozowisko na łęgach koło Radojewa. Dzień upłynął dość powolnie na konkurencjach sprawnościowych i grach. Dopiero wieczorem 8-osobowe składy wyłonione z każdej ekipy ruszyły do decydującej rozgrywki o „Perkuna”. Gdy się zorientowaliśmy na czym ona polega, serca zabiły nam mocniej – była to mianowicie gra fabularna. W tym czasie gry typu Role Playing Game nie były jeszcze w Polsce popularne, ale w naszym środowisku zajmowaliśmy się nimi już od lata tego roku i mieliśmy przynajmniej podstawową orientację, jak się na takiej imprezie zachowywać. Gra rozegrała się w niesamowitej atmosferze w jednym z poznańskich fortów. Jako pierwsi dotarliśmy do punktu końcowego. Tam nam jednak powiedziano, że ktoś już był przed nami. Rozgoryczeni wracaliśmy do obozowiska, ale nad ranem wszystko się wyjaśniło – to my jednak byliśmy zwycięzcami! „Perkunem” tym razem była replika średniowiecznego miecza. Wzorem zwycięzców z poprzednich edycji, wykonaliśmy rundę honorową po placu apelowym niosąc Iżika na ramionach, po czym zmęczeni, ale nieprawdopodobnie szczęśliwi wracaliśmy do domów.

Perkun XIII, 1995
Szczep "Leśni" na Perkunie XIII - cała ekipa w sobotnie przedpołudnie, jeszcze przed decydującą rozgrywką.

Perkun XII, 1995
Nasz wódz z trofeum. W tym roku nie była to niestety oryginalna rzeźba, a "sklepowa" replika miecza, ale ważne było samo zwycięstwo.

Wspomnienia - IŻIK (2005): Do ostatniej chwili nie wierzyłem, że to my wygraliśmy. Byłem wręcz wściekły, że znowu się nie udało. Gdy się dowiedzieliśmy, że jednak zwyciężyliśmy, poczułem, że to jakby ukoronowanie naszego udziału w Perkunach, w których braliśmy udział od tak wielu lat. Na pewno kilka rzeczy nam pomogło. Po pierwsze, że dzięki Grzechowi od pół roku ćwiczyliśmy gry fabularne. Po drugie, może nie tyle znajomość z BKiK, ale fakt, że grę fabularną układał Filip, a on poznał gry fabularne w naszym gronie i znając jego sposób myślenia, mogliśmy przewidzieć najlepsze rozwiązania. Po trzecie, nasze zainteresowania fortyfikacjami i dobra znajomość topografii fortów poznańskich.

Wspomnienia - GRZECHU (2008): Nasze stroje może nie należały do najlepszych - mieliśmy tylko zielone kaptury, a były ekipy znacznie lepiej ubrane. M.in. była drużyna przebrana za Szkotów – mieli kilty, żelazne miecze itd., najwyraźniej zainspirowani filmem „Waleczne serce” który wtedy triumfował w kinach. Była też ekipa świetnie ucharakteryzowana na Nazguli – mieli czarne maski i czerwone przezroczyste otwory na oczy. Atmosfera na "Perkunie" była taka sobie - mocno uderzał ekskluzywizm drużyn z Hufca Śródmieście. Nie włączali się do rozmów z innymi, trzymali się tylko w swoim kręgu. Wyjątkiem był niezapomniany Gilala – Maciej Górny z drużyny „Gustaw”, człowiek pełen energii i humoru, a jednocześnie bratający się z każdym (charakterystyczne że miał fenomenalną pamięć do twarzy i imion, poznawał osoby, które widział tylko przez chwilę rok wcześniej)...
Ale wszystko nadrobiła końcowa gra. Mieliśmy poczucie, że zwycięstwo się nam "należało". W Perkunach braliśmy udział już od bardzo dawna i na kilku ostatnich odnosiliśmy zawsze jakieś cząstkowe sukcesy, a dwa razy byliśmy tuż tuż od zdobycia Perkuna. Gdyby w tym roku była konfrontacja czysto siłowa (wytrzymałościowa) na bieganie, to zapewne po raz kolejny wygraliby Zagończycy, bo wciąż jeszcze byli potężną ekipą bardzo sprawną fizycznie. Ale gra fabularna dała nam pewne przewagi. Po pierwsze, RPG znaliśmy już od lata, dobrze czuliśmy klimat tej zabawy, wiedzieliśmy jak działać. Po drugie, Iżik znakomicie znał topografię fortów poznańskich. Ponadto organizatorem gry był Filip, a jego znaliśmy przecież dobrze – oczywiście przed grą nie zdradził nam żadnych szczegółów, ale wiedzieliśmy mniej więcej jakie są jego tory myślenia, jakie rozwiązania w scenariuszu on może wymyślić. Z drugiej strony znajomość z Filipem wcale nie zawsze musiała wyjść nam na dobre, bo nie wszyscy organizatorzy byli do nas przychylnie nastawieni... No ale w każdym razie zwycięstwo było nasze, czuliśmy że to jakby ukoronowanie tych dobrych 6 czy 7 lat zmagań, corocznych szalonych nieprzespanych weekendów na początku października.

6 X 1995 - odbył się zjazd V Hufca ZHP Poznań-Rataje im. Ks. J. Poniatowskiego. W odróżnieniu od roku 1993, tym razem Rada Szczepu „Leśni” uważała, że dalsze istnienie tego hufca nie ma najmniejszego sensu. Liczba drużyn w nim stopniała do pięciu. Były już tylko trzy drużyny naszego Szczepu „Leśni”, drużyna 5 PDH „Bastion” oraz będąca pozostałością po Szczepie „Tęcza” drużyna zuchowa Ani Wlaźlak. W tak małym hufcu nie było warunków do rozwoju drużyn, do szkolenia instruktorów, do kontaktów i współpracy z innymi środowiskami. Przy tak małym potencjale kadrowym nie było też realnych możliwości utrzymywania struktury hufca, realnego funkcjonowania komisji rewizyjnej, komisji stopni, czy pionu kwatermistrzowskiego. Mieliśmy też szczerze dość kolejnych prób narzucania nam „amarantowej” obrzędowości. Gdy przyszło do wyborów komendanta, nasi reprezentanci wystąpili z wnioskiem, by nie głosować kandydatury komendanta, ale by przegłosować w ogóle dalsze istnienie V Hufca. Tak też się stało: za rozwiązaniem Hufca głosowali phm. Mariusz Jóźwiak, phm. Marzena Partyka i pwd. Alicja Nowak (czyli wszyscy trzej delegaci naszego Szczepu). Większość czynnych drużynowych była więc za rozwiązaniem V Hufca. Jednak więcej mandatów mieli Piątacy-Seniorzy sprawujący funkcje w Komendzie Hufca. Formalnie mieli większość i wybrali nowym komendantem V Hufca phm. Zbigniewa Krysztofiaka. Po tym Zjeździe rozpoczęliśmy rozmowy z Komendą Hufca Poznań-Nowe Miasto na temat przeniesienia Szczepu „Leśni” z powrotem do Nowego Miasta.

Wspomnienia - GRZECHU (2005/2008): Dlaczego zdecydowaliśmy się głosować za rozwiązaniem V Hufca, a potem z niego odejść, gdy się nie udało go rozwiązać? Powody były oczywiste. Jak śpiewał Kazik Staszewski, „Eksperyment wykonany, lecz niestety nieudany”. Nie było żadnego argumentu za tym, by ten twór dłużej trwał. Piątacy w tym momencie oczekiwali, żebyśmy jeszcze bardziej zaangażowali się w V Hufiec, np. proponowali Iżikowi komendanturę. Chcieli znowu tworzyć jakieś drużyny-efemerydy, domagali się żeby ówcześni zastępowi z 11 PDH („Barman” i Łukasz) odeszli z drużyny i założyli własne drużyny. My już zupełnie nie mieliśmy ochoty na tego typu zabawy. Nasz Szczep już był zmniejszony liczebnie i już widzieliśmy w tym momencie, że trzeba będzie w niedalekiej przyszłości walczyć o egzystencję istniejących drużyn, a nie budować jakieś zamki z piasku. Po drugie, Piątacy-Seniorzy jako grupa niestety mocno stracili autorytet w naszych oczach i okazało się, że nasze harcerstwo a ich harcerstwo to są jednak dwa zupełnie różne światy. Po trzecie – chcieliśmy po prostu być w normalnym hufcu, być jednym z wielu środowisk, współpracować innymi drużynami, zdobywać stopnie instruktorskie. A nie być dalej obarczani niewykonalną misją podtrzymywania egzystencji Piątki...
Przebieg zjazdu pamiętam dość szczegółowo, ponieważ byłem protokolantem – uczestniczyłem, nie mając prawa głosowania. Spory zaczęły się już od listy uczestników. Lista sporządzona przez komendę VHH była jakąś kpiną z demokracji – figurowało na niej z prawem głosu kilku instruktorów-seniorów, którzy byli tylko funkcyjnymi Kręgu Piątaków-Seniorów, a nie Hufca. Zakwestionowaliśmy to i doprowadziliśmy do skreślenia ich z listy (chyba 4 osób). Poza jednak tak czy owak na zjeździe z czynnym prawem wyborczym było tylko 5 drużynowych, a więcej mandatów mieli członkowie władz Hufca, komisji itp.! Uderzała pewna mechanika na naszą niekorzyść – otóż Iżik miał wtedy trzy funkcje (drużynowy, szczepowy i zastępca komendanta hufca) a Marzena dwie (drużynowa i członek Komisji Rewizyjnej), tym niemniej oczywiście mieli tylko po jednym głosie. Generalnie układ mandatów na tym zjeździe był klasycznym przykładem zaburzenia równowagi, nawet po wymuszonych przez nas korektach. Więcej głosów mieli działacze zza biurek (i to w tym co najgorsze, osoby nie wykazujące się żadną aktywną działalnością), a mniej liniowi instruktorzy!

11 X 1995 - odbył się kolejny Festiwal Piosenki dla Zucha.
Z kroniki 11 PDH: W tym roku do Festiwalu przystąpiło 6 zastępów. Każdy z zastępów przedstawił swój program, a później były konkursy wymyślone przez jurorów. Uczestnikom, a zwłaszcza niektórym chłopakom, nie odpowiadał termin festiwalu, który zaczął się równocześnie z meczem Polska-Słowacja... Po półtoragodzinnym przedstawieniu nadeszła najważniejsza chwila – ogłoszenie wyników: Festiwal dla Zucha 1995 wygrał zastęp Wilków!

14/15 X 1995 - odbył się tradycyjny szczepowy jesienny nocny bieg na orientację "Mara", zorganizowany w lasach koło Mosiny.
Z kroniki 434 PDH: Tegoroczna Mara odbyła się w Mosinie. To znaczy nie w samej Mosinie, ale w lasach koło Mosiny. Wyznaczone były dwie trasy: Duża Pętla i Mała Pętla. Duża obejmowała 7 punktów, a Mała – nie wiem ile. Pela i ja biegłyśmy na dużej i chociaż robiłyśmy to razem, strasznie się bałyśmy. Poza nami w Marze brały też udział inne odważne ludzie: Ala, Laura, Diabeł, Zuza, Gluś no i oczywiście chłopacy. Niektórzy ukończyli bieg dość wcześnie – albo szybko przebiegli wszystkie punkty, albo przerwali w trakcie. Ostatecznie chodziło o to, by odgadnąć hasła – nazwy legendarnych mieczy, np. co to jest Excalibur. Wyniki Mary ogłoszono na Złazie Szczepu – wygrał ją Gązo czyli Mariusz Marszałkiewicz. (Gosia K).

4/5 XI 1995 - 434 PDH wystąpiła na festiwalu piosenki "Kasjopeja" zorganizowanym przez 57 PDH "Arkona". Nasza drużyna zajęła II miejsce.

10/11 XI 1995 - patrol 11 PDH w składzie identycznym jak rok wcześniej (Grzechu, Andrzej, Barman, Łukasz) wystartował w XV Biegu Nocnym Śladami Historii (tzw. Biegu Krzemienia). Tematyka pytań tym razem dotyczyła wyzwolenia Poznania w 1945 r. oraz historii harcerstwa w okresie powojennym. Ze 100 punktów biegu udało się nam zaliczyć kilkadziesiąt, a nasza trasa miała w przybliżeniu następujący przebieg: Plac Mickiewicza (zbiórka) – Kościół Dominikanów (apel) – Most Teatralny (punkt startowy) – Plac Wolności – Święty Wojciech – Stary Rynek – Ostrów Tumski – Plac Wolności (punkt końcowy). Baza noclegowa była w I LO im. Marcinkowskiego. Udali się tam tylko Grzechu i Andrzej, a Barman i Łukasz dostali „przepustkę do domu”. Wiedzieliśmy, że poszło nam dobrze, jednak apel końcowy był mimo wszystko zaskoczeniem. Gdy wyczytywano listę ekip z punktacją, a nas ciągle nie wymieniono, baliśmy się, że o nas zapomnieli... wreszcie usłyszeliśmy: I miejsce – 11 PDH „Bractwo Kory Brzozowej”! Jako nagrody dostaliśmy linę alpinistyczną i koszulki „Głosu Wielkopolskiego”. Grzechu i Andrzej postanowili zataić wiadomość o zwycięstwie aż do zbiórki drużyny, która miała się odbyć za parę godzin...

11 XI 1995 - kilka godzin po zakończeniu „Krzemienia” 11 PDH zebrała się na uroczystej zbiórce w rejonie Fortu Va. Drużyna została podzielona na dwie ekipy, które rywalizowały w zakresie różnych technik harcerskich (węzły, łucznictwo, paintball, samarytanka, pionierka). Było to zarazem podsumowanie ostatniego okresu pracy drużyny. Potem odbyło się zaplanowane przez Bractwo Kory Brzozowej jeszcze na obozie 1995 przekazanie sznura drużynowego – drużynowym 11 PDH na miejsce phm. Mariusza Jóźwiaka został dotychczasowy przyboczny pwd. Grzegorz Skrukwa. Na koniec zbiórki ujawniona została wiadomość o zwycięstwie w XV Biegu Nocnym, co było dobrą wróżbą na nową „kadencję”.

Zbiórka 11 PDH, 11 XI 1995
Zbiórka 11 PDH, 11 XI 1995 - przekazanie funkcji drużynowego i podsumowanie kilku lat pracy drużyny.
Zbiórka 11 PDH, 11 XI 1995
Zwycięski patrol z Biegu Nocnego z dyplomem i koszulkami "Głosu Wielkopolskiego".

11 XI 1995 - kadra Szczepu uczestniczyła w zjeździe Hufca Poznań-Nowe Miasto. Od paru godzin był to już Hufiec im. Bolesława Chrobrego, tego dnia bowiem zakończył on kampanię "Bohater" zdobywając prawo noszenia imienia króla, który pochowany jest na terenie działania Hufca, w poznańskiej katedrze Św. Piotra i Św. Pawła. Nasi instruktorzy uczestniczyli w zjeździe Hufca (który odbył się w "baraku" nad Maltą) tylko jako goście. Dopiero 13 XI 1995 ukazał się bowiem rozkaz KH L.13/95 z dnia 13 XI 1995, na podstawie którego Szczep „Leśni” z drużynami 11 PDH „BKB”, 36 GZ „Mali Przyrodnicy” i 434 PDH „Orejana” został przyjęty do Hufca Poznań-Nowe Miasto im. Bolesława Chrobrego. W ten sposób historia zatoczyła pełne koło...

18 XI 1995 - w Promnie odbył się [VIII] Jesienny Złaz Szczepu "Leśnym Tropem".

Z kroniki 11 PDH: W złazie uczestniczyli: 434 PDH „Orejana”, 36 PDZ „Mali Przyrodnicy”, 11 PDH „Bractwo Kory Brzozowej”. Meta złazu znajdowała się nad Jeziorem Promno. Po przybyciu wszystkich na metę odbyły się konkurencje i zabawy oraz bieg który zorganizował Grzegorz. Celem biegu było odnalezienie sześciu pieczątek i podstemplowanie swoich kart startowych. Bieg był bardzo trudny, przykładem może być polecenie „odnajdźcie pieczątkę przy sośnie z białym paskiem”. A jak odnaleźć przedmiot o wymiarach 2 x 1,5 x 1 cm pod sosną z białym paskiem, zwłaszcza gdy w lesie pełno jest sosen z białymi paskami?... Jednak wszyscy sobie poradzili. Potem podczas apelu zostały ogłoszone wyniki „Mary’95”, a następnie musieliśmy szybko iść na stację Pobiedziska-Letnisko, by zdążyć na pociąg.

8-10 XII 1995 - Rok 1995 zakończył się tradycyjnie Biwakiem Wigilijnym drużyn harcerskich w miejscowości Wrzeszczyna w Puszczy Noteckiej. Naszą bazą była nieczynna stacja kolejowa, należąca do jednej z drużyn Hufca Poznań-Stare Miasto. Warunki bytowe tam panujące zimą były skrajnie spartańskie. Mówiło się potem, że „kto przeżył Wrzeszczynę, przeżyje wszystko”. Poza tym atmosfera, mimo lodowatego wiatru i chłodu, była gorąca. Kadra przebrała się za anioły i diabły, Pela była Śnieżynką rozdającą prezenty, Zobowiązanie Instruktorskie złożył Grzegorz Skrukwa.

Z kroniki 434 PDH: Tegoroczny biwak wigilijny upłynął w miłej, choć ciasnej „rodzinnej” atmosferze. Mieszkaliśmy w opuszczonej stacji kolejowej Wrzeszczyna i zmuszeni byliśmy zmieścić się na bardzo małej powierzchni. Szczęśliwcy mogli spać (i tak w kilka osób) na piętrowych pryczach, jednak część gnieździła się na podłodze. Ja osobiście wróciłam do domu z przeziębionymi nerkami [...] . Składaliśmy sobie życzenia przy ognisku, a wigilijne potrawy zjadaliśmy w ciasnej kuchni. Ogólnie było fajnie. Staraliśmy się nie przejmować się zimnem, niewyspaniem, lodowatą wodą ze studni do mycia i innymi niewygodami. Przecież nie takie rzeczy się robiło. Jednak mam nadzieję, że takie „niehumanitarne” warunki nie będą na nas czekać na innych wyjazdach... (Madzia’K)

Wspomnienia - IŻIK (2005): Do Wrzeszczyny szło się przez las leżący pokotem po wielkim pożarze. Grzechu trochę źle wymyślił miejsce na biwak, na mniejszą ekipę byłoby fajne, ale nie na nasz cały szczep. Jakoś się jednak udało, choć spaliśmy poupychani jak śledzie w beczce. Ale to też jest swego rodzaju przygoda i przynajmniej biwak był specyficzny – wszyscy go zapamiętali.

Wspomnienia - LAURA (2005): Najbardziej hardcorowy biwak na jakim byłam! Pamiętam lodowaty strych, który nadawał się tylko do tego, by tam trzymać plecaki. Woda była tylko zamarzająca, w studni z ręczną pompą, większość ludzi chyba się po prostu nie myła przez 3 dni. Zupełnie niesamowita wigilia przy ognisku. Nie zapomnę tego biwaku do końca życia. Było ciężko, ale daliśmy radę. Dziś chyba taki biwak by nie przeszedł, od razu byłyby jakieś skargi rodziców…

Wspomnienia - ANKA "EL DIABLO" (2005): Biwak we Wrzeszczynie wspominam rewelacyjnie, jako taki „hardcorowy”, szkołę przetrwania. Podobało mi się to że się daleko szło z plecakami, że kwatera była spartańska - a nie żaden „Pensjonat Pod Różą” itd. Pamiętam mycie garów pod ręczną pompą, gotowanie na piecu z płytą, składanie życzeń przy ognisku. Biwak który stawiał duże wymagania i był silnym przeżyciem, czymś takim prawdziwie harcerskim.

13 I 1996 - nastąpiła przeprowadzka 11 PDH do harcówki na Os. Bohaterów II Wojny Światowej 78. Po odejściu Szczepu z V Hufca uzgodniliśmy z jego Komendą, że opuścimy pomieszczenie w wieżowcu na Os. Rzeczypospolitej 14, a nadal będziemy użytkować zuchówkę na Rzeczypospolitej 88 i harcówkę na Os. Bohaterów II Wojny Światowej 78. Do tej ostatniej przeniosła się 11 PDH i odtąd była to wspólna harcówka obu drużyn harcerskich Szczepu. Uroczyste otwarcie odbyło się równocześnie z pierwszym Balem Karnawałowym Szczepu zorganizowanym przez zastęp „Szafirki”.

Z kroniki 434 PDH: Ta harcówka była już wcześniej nasza, ale teraz będą z niej korzystać również chłopcy z 11-stki. Odbyło się więc uroczyste przybicie tabliczki „Szczep Leśni” na drzwiach i przywitanie chlebem i solą. Potem krótkie zwiedzanie i oglądanie, bo zmiany w wystroju zaszły niemałe. Krótka pogaducha i załatwianie spraw organizacyjnych i całe towarzystwo udało się do klubu „Ratajan” na od dawna oczekiwaną zabawę. Pomysłodawcą i organizatorem balu były Szafirki (z Glusiem i Diabełkiem na czele). Atmosfera, z początku drętwa, pomału pomału nabierała rozmachu, a taniec z kotylionami przełamał pierwsze lody. Co do przebrań, to były one dość różnorodne, aczkolwiek w niezadowalającej ilości (najwyraźniej niektórym osobom dość trudno jest się wyluzować i trochę powygłupiać). Dało się zauważyć dominującą liczbę wróżek, księżniczek i ochroniarzy-tajniaków. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku będziemy pamiętać, że KARNAWAŁ, KARNAWAŁ TO ŚPIEW, SZALEŃSTWO I TANIEC!!! (Madzia K.)

Wspomnienia - GRZECHU (2008): W tym czasie za te harcówki płaciliśmy pewną opłatę do Spółdzielni - niższą niż czynsz za np. sklepy, ale jednak. Pieniądze pochodziły ze składek – chyba każdy płacił 1 a potem 2 złote miesięcznie, i to starczało. Tym niemniej uznaliśmy, że zajmowanie aż trzech pomieszczeń nie ma sensu. Ustaliliśmy, że od 1 I 1996 Jedenastka się przeprowadzi na Bohaterów – do wspólnej harcówki z Orejaną. Gdzieś na początku stycznia 1996 była zbiórka „otwarcia wspólnej harcówki” na której została przykręcona do drzwi drewniana tabliczka z napisem „Harcówka Szczepu Leśni”. Bardzo się nam zresztą przeprowadzka spodobała, bo oznaczało to zacieśnienie integracji – wszelkie ogłoszenia o biwakach, zbiórkach itd., miały odtąd szersze echo. Chcieliśmy by ta harcówka była „naszym drugim domem”, a nie tylko jak dotąd w wieżowcu Rzplitej 14 miejscem, gdzie się tylko przychodzi raz w tygodniu na zbiórkę.

20 I 1996 – 11 PDH uczestniczyła w V Harcerskim Bieg Historycznym „Fortyfikacje Poznania”. Przejście do Hufca Poznań-Nowe Miasto oznaczało wyjście z "izolacji" i zwiększenie kontaktów z innymi środowiskami harcerskimi. Pierwszą imprezą Nowego Miasta w której wzięliśmy udział, był ten właśnie bieg zorganizowany przez 90 PDH "Tur". Zadaniem patroli, jak sam podtytuł imprezy wskazuje, było odwiedzenie róznych obiektów fortyfikacyjnych w Poznaniu - zachowanych resztek średniowiecznych murów miejskich, Zamku Przemysława, Cytadeli, oraz bunkrów i fortów pierścienia pruskiej twierdzy fortowej. 11 PDH była reprezentowana przez 2 patrole - jednym był zastęp "Rosomaki", drugim połączone zastępy "Wilki" i "Kojoty". Zastęp "Rosomaki" zajął III miejsce (I miejsce - patrol Kręgu Instruktorskiego "Róża Wiatrów", II – 401 PDH "Noc").

W ferie zimowe 1995 odbyły się znów dwa zimowiska w Szczepie "Leśni" - harcerskie w Krościenku nad Dunajcem i zuchowe w Stęszewie

Zimowisko harcerskie "Lotnisko" - 28 I - 3 II 1996: zimowisko drużyn harcerskich wg pierwotnych planów miało się odbyć w Masywie Śnieżnika, ale niestety właścicielka pensjonatu wymówiła zamówioną już rezerwację. Po poszukiwaniach innego miejsca, ostatecznie trafiliśmy w końcu do Krościenka nad Dunajcem w Pieninach, gdzie mieliśmy do dyspozycji cały wolno stojący dwupiętrowy dom. Głównym elementem zimowiska były oczywiście wędrówki po górach - ich celem były m.in. Trzy Korony, Sokolica, zamek w Czorsztynie i wąwóz Homole oraz Małe Pieniny. Cały czas towarzyszyła nam słoneczna pogoda.
Jeśli chodzi natomiast o fabułę, to było to pierwsze z serii kilku kolejnych zimowisk o stylistyce raczej komediowej, gdzie fabuła była przede wszystkim pretekstem do wygłupów, a nie poważny cel poznawczy. Co prawda zastępy dostały zredagowane ze śmiertelną powagą zaproszenia na „Międzynarodową Konferencję ONZ w Tokio”, ale nigdy do niej nie doszło... Wszystkie zajęcia z fabułą rozgrywały się gdzieś „po drodze do Tokio” w stylistyce lotniczych komedii typu „Czy leci z nami pilot?”. Zimowisko to było powszechnie wspominane jako bardzo udane i z bardzo dobrą atmosferą. Rywalizację zastępów wygrały „Szalejki” - jedyny zastęp żeński (poza tym były 3 męskie: "Kojoty", "Rosomaki" i "Wilki")

Zimowisko, 1996
Zimowisko 1996 - cała ekipa podczas wędrówki na Trzy Korony
Zimowisko, 1996
Postój na rynku w Krościenku. W tle bar "Pod Kasztanem" z znakomitymi ciastkami marki piszinger
Zimowisko, 1996
Czy leci z nami pilot?
Zimowisko, 1996
Obowiązkiem stewardess była także gra na gitarze

Z kroniki 434 PDH: Co prawda do Tokio w końcu nie dolecieliśmy, ale i tak było fajnie. Przede wszystkim olbrzymim plusem było zakwaterowanie. Mieszkaliśmy w wolno stojącym domu, gdzie było ciepło, wygodnie i przestronnie. A obok tuż o krok: GÓRY, GÓRY I JESZCZE RAZ GÓRY!!! Pogoda również dopisywała, było mnóstwo śniegu i słońca. Krościenko okazało się bardzo miłym miasteczkiem, nie mówiąc już o przytulności baru „Pod Kasztanem” z pysznymi piszingerami (to rodzaj ciastek). Mieliśmy kilka wycieczek, tradycyjnie co drugi dzień. Byliśmy w Niedzicy na zamku, gdzie oprowadzała nas miła piegowata przewodniczka, zwiedzaliśmy tam salę tortur i pokręciliśmy palcem w dziurze po kajdanach Janosika (podobno dzięki temu mogą się spełniać wszystkie życzenia). Byliśmy również na Trzech Koronach, Sokolicy i w Wąwozie Homole, który w zimie również wygląda przecudnie. W dni wolne od wycieczek suszyliśmy sumiennie buty i spodnie.... I zdobywaliśmy kolejne umiejętności, które będą nam przydatne w czasie lotu. [...] Graliśmy także na gitarze, śpiewaliśmy piosenki, odgrywaliśmy scenki. Wieczorami słuchaliśmy niesamowitych opowieści dotyczących pilotów i „samolotów widmo” czytanych przez Grzesia. Odbyła się Wielka Zimowa Olimpiada [...] Wszyscy bawili się znakomicie. Atmosfera była naprawdę fajna, mogliśmy na siebie liczyć. A w wyniku zaciętej konkurencji to zimowisko wygrała ekipa SZALEJEK.

Zimowisko zuchowe "Archeologowisko" - 5-11 II 1996 odbyło się w Stęszewie pod Poznaniem, pod nazwą „Archeologowisko”.

Wspomnienia (MARZENA 2005): Nie pamiętam już wszystkich szczegołów, na pewno z Asią i Kasią miałyśmy dużo pomysłów, byłyśmy zmotywowane po bardzo udanym poprzednim zimowisku zuchowym. Bardzo dobrze się udała zabawa z rekonstruowaniem szkieletów dinozaurów z masy solnej. Dużym minusem było oddalenie od lasu, dlatego sporo zajęć było w terenie przyległym do szkoły. Natomiast szkoła dawała nam dobre warunki zakwaterowania i posiłki.

Zimowisko, 1996
Zimowisko zuchowe 1996: "wielka kraksa na ślizgawce"
Zimowisko, 1996
Mali paleontolodzy rekonstruują szkielety dinozaurów

9 III 1996 - zbiórka "Dzień Kobiet" tym razem miała mniej spektakularną formę niż w poprzednich latach. 11 PDH zorganizowała dla 434 PDH wycieczkę do poznańskiej Palmiarni. Miało być też wydrukowane ogłoszenie z życzeniami w "Gazecie Poznańskiej" niestety z powodu jakichś technicznych przyczyn się nie ukazało...

Dzień Kobiet, 1996
Wizyta w Palmiarni - klimat półpustynny...
Dzień Kobiet, 1996
...i klimat tropikalny.

22-24 III 1996 - w Radzewicach odbył się biwak 434 PDH "Orejana".

30 III 1996 - Kolejną imprezą, na której w dużym składzie pojawiła się 11 PDH, był Ekologiczny Rajd Wiosenny zorganizowany przez Krąg Instruktorski "Róża Wiatrów" (KIRW). Trasa starszoharcerska w której uczestniczyliśmy prowadziła z Tuczna przez Dziewiczą Górę do Czerwonaka. Były na niej tylko trzy ekipy: oprócz nas jeszcze 2 PDH oraz połączone siły 5 i 76 PDH. Skoro była rywalizacja, to ktoś musiał być pierwszy, a ktoś ostatni. Tymi ostatnimi, a zarazem trzecimi (dostaliśmy nawet dyplom za III miejsce!) byliśmy my. W „Watrze” (biuletynie Hufca) potem pojawiła się jednak pochlebna opinia jednego z instruktorów KIRW obsługującego trasę: „Takiej crazy trasy i ludzi jeszcze w życiu nie widział!”.

19-20 IV 1996 - 11 PDH była organizatorem dwudniowej gry Wojennej „Krucjata”. Uczestniczyło w niej w której uczestniczyło kilka drużyn z różnych hufców poznańskich (Wilda, Rataje, Stare Miasto, Rejon). Fabuła nawiązywała do słynnych filmów sensacyjnych oraz do operacji „Pustynna Burza”. Tytułowa „Krucjata” skierowana była przeciw fikcyjnemu dyktatorowi wzorowanemu na Saddamie Hussejnie. Impreza składała się z kilku etapów – bieg na orientację na Cytadeli, nocna gra strategiczna „Zefir Malty” na terenach wokół Jeziora Maltańskiego, wreszcie gra sprawnościowa „Fort Bonin” w rejonie jednego z poznańskich fortów. Bazą noclegową była siedziba Hufca w Parku Tysiąclecia nad Maltą. Rywalizację wygrał patrol „Alfa” 67 PDH z Hufca Poznań-Wilda. Drugie miejsce zajęły połączone siły 5 i 76 PDH, a trzecie – 68 PDH „Be Prepared”. Zorganizowanie „Krucjaty” było dużym sukcesem organizacyjnym, zwłaszcza Iżika, który był głównym pomysłodawcą i koordynatorem. Ciężar organizacji leżał przede wszystkim na 11 PDH „BKB”, pomagały nam także druhny z „Orejany” oraz zaprzyjaźnieni weterani „BKiK” – Paweł i Filip. Niestety „Krucjata” nigdy nie została już powtórzona, w późniejszych latach zabrakło nam już na to prężności i czasu.


Gra terenowa Krucjata, 1996
Gra terenowa "Krucjata". Nocleg w budynku Hufca w Parku Tysiąclecia
Gra terenowa Krucjata, 1996
Pieszo-rowerowy patrol rozjemców na nocnej grze terenowej
Gra terenowa Krucjata, 1996
Ostatni etap gry - zawody sprawnościowe


Gra terenowa Krucjata, 1996
Apel końcowy. Z lewej zwycięski patrol 67 PDH (zielone berety). W tle widać budynek Hufca - prawdopodobnie jest to ostatnie zdjęcie ukazujące ten obiekt w całości, w stanie przed sierpniową katastrofą.

Wspomnienia - IŻIK (2006): Dziękuję serdecznie wszystkim, którzy mi pomagali w organizacji tej imprezy. Co prawda nie wszystko się udało organizacyjnie na grze nocnej nad Jeziorem Maltańskim, ale nadrobiliśmy to na grze dziennej na forcie. Szkoda, że „Krucjata” nie była kontynuowana w następnych latach i że nie utrzymaliśmy kontaktów ze środowiskami ze Starego Miasta, np. z 1 PDH czy 68 PDH. Warto wspomnieć, że była to ostatnia duża impreza w hufcu nad Maltą, przed zawaleniem się części budynku co nastąpiło latem 1996...

1-4 V 1996 - w Zaniemyślu w schronisku młodzieżowym odbył się tradycyjny Biwak Majowy Szczepu. Był to jeden z najdłuższych Biwaków Majowych. Uczestniczył w nim cały Szczep z zuchami włącznie. Było sporo różnych zajęć, ale ogólnie wiosenne słońce i duża ilość czasu wpływały trochę rozleniwiająco. W wyniku nocnej gry terenowej został ujawniony zastępom styl nadchodzącego obozu („płaszcz i szpada”). Na biwaku zostały też wprowadzone w 11 PDH nowe książeczki z próbami na stopnie, które zastąpiły używane od końca lat 80-tych regulaminy KIHAM-owskie. Właściwie idea stopni pozostała ta sama, zmodyfikowano jedynie techniczne wymagania pod kątem postępu jaki dokonał się przez te kilkanaście lat. Opracowanie nowych książeczek było efektem pracy Rady Drużyny przez pierwsze półrocze 1996 roku, a posłużyły one przez następne 8 lat do roku 2004.

18 V 1996 - Szczep pojawił się na festynie szkolnym Szkoły Podstawowej nr 20.

Z kroniki 11 PDH: Orejana wystąpiła na scenie przedstawiając piosenkę „Chodź pomaluj mój świat”. Jedenastka przygotowała wystawę o tematyce indiańskiej. Oprócz niej prowadzone były różne konkursy dla wszystkich uczestników festynu. Można było nauczyć się od Tomka strzelać z łuku. A także zmierzyć się z Żabą w grze zwanej „Kima”. Nasze „mini muzeum” cieszyło się dużą frekwencją odwiedzających, a do konkursów niektórzy podchodzili po kilka razy.

W następnych tygodniach nie było już żadnych większych wydarzeń, praca drużyn była skoncentrowana na przygotowaniach do obozu letniego. Niestety nie były one łatwe i przyjemne, gdyż cała niemal zima i wiosna upłynęły pod znakiem konfliktu o sprzęt z komendą V Hufca. Kiedy odchodziliśmy z V Hufca otrzymaliśmy zapewnienie ze strony Komendy Chorągwi i Komendy V Hufca, że sprzęt należący do Szczepu i wypracowany przez nas będzie mógł być przez nas zabrany. Niestety, komenda V Hufca przez długi czas z niewyjaśnionych powodów zwlekała z wydaniem nam i podzieleniem tego sprzętu. Przygotowania do obozu aż stały pod znakiem zapytania. Dopiero ostra interwencja komendanta Hufca Poznań-Nowe Miasto hm. Tomasza Ptaszyńskiego spowodowała, że wydano nam nasz sprzęt (namioty itd.). I tak na całym tym "interesie" ponieśliśmy pewne straty, mianowicie w V Hufcu pozostała kuchnia polowa, beczka na wodę, duża plandeka i drabina, a i podział reszty sprzętu nie był dla nas satysfakcjonujący...

WCZEŚNIEJ:
Rok
1994/1995
WCZEŚNIEJ:
Obóz 1995
Jez. Dołgie
DALEJ:
Obóz 1996
Jez. Dębno
DALEJ:
Rok
1996/1997

Aby wrócić na stronę główną lub zajrzeć do innych działów, skorzystaj z menu po lewej stronie.
Jeśli klikniesz tu, STRONA GŁÓWNA otworzy się w nowym oknie.