Obóz Szczepu "Leśni" (V Hufca), 1991
Czas Amarantowej Strzały (tzw. obóz indiański II),
Jez. Dołgie, 1-29 VII 1991

Obóz w 1991 był niewątpliwie obozem "naj" w dwu kategoriach: największy i najdłuższy - prawie 120 uczestników, 4 tygodnie właściwego obozu. Ale czy najlepszym? Z jednej strony możnaby napisać, że ilość wzięła górę nad jakością. Z drugiej strony ten obóz mimo że programowo i organizacyjnie miał liczne niedociągnięcia, to jednak dla bardzo wielu ludzi zapoczątkował harcerską przygodę. Osoby które były wtedy pierwszy raz (gł. roczniki 1978-1979) potem stanowiły przez kilka dobrych lat rdzeń środowiska Szczepu "Leśni".

Data: 1-29 lipca 1991
Lokalizacja: jez. Dołgie (koło Stępienia), woj. koszalińskie
Organizacja: obóz formalnie V Hufca, a faktycznie tylko Szczepu "Leśni" złożony z podobozu harcerskiego 11 i 434 PDH oraz podobozu zuchowego (I turnus 36 PDZ, II turnus 22 PDZ i 41 PDZ). Obóz w pełni samodzielny (puszczański).
Kadra: komendant Dorota, obożny Iżik, kadra zuchowa Ala, Marzena, Beza, instruktorzy podobozu harcerskiego Bogusia i "Majeski", kucharka pani Ula.
Zastępy: "Borsuki" (zastępowy Grzechu), "Jastrzębie" (Malina), "Nietoperze" (Kacper), "Wilki" (Gonzo), "Szafirki" (Ola P.), "Szafranki" (Magda "Iżikowa"), "Szalejki" (Szuki), "Szarłatki" (Gosia Ś.), "Niezapominajki" (Elińska).
Styl: indiański - zgodnie z przyjętym wcześniej założeniem, że co czwarty obóz Szczepu "Leśni" będzie miał takową tematykę.
Pionierka i kwaterka: obóz składał się z 2 podobozów (harcerskiego i zuchowego) oraz części gospodarczej. Z plandek kolejowych były zbudowane 2 tipi, stołówka i zadaszenie kuchni polowej. Na kwaterce byli także 4 chłopacy z IX Szczepu ze Starego Miasta (tzw. "Od Jara") które to środowisko miało objąć miejsce po nas w sierpniu.
Pogoda: dwa tygodnie upału, dwa tygodnie deszczu
Plakietka: Guma na filcu - sędziwie wyglądający wódz indiański wywoływał skojarzenia z seniorami V Hufca...

Obóz letni Szczepu Leśni / V Hufca, 1991
"Mali Przyrodnicy" - szóstka zuchowa "Puchacze" na obozie 1991
Obóz letni Szczepu Leśni / V Hufca, 1991
Rysunek z kroniki 11 PDH ilustrujący fałszywy alarm wzniecony przez jednego z wartowników

Program, przebieg: Był to obóz pod wieloma względami "naj": najdłuższy i największy w dziejach Szczepu. Trwał aż 4 tygodnie, a łącznie z kwaterką 5. W podobozie harcerskim było 9 zastępów i około 70 osób, razem z zuchami ponad 100. Skład trochę odmłodzony - o ile na poprzednich trzech obozach trzon tworzyły jeszcze roczniki 1975 i 1976, to tu już z tych roczników były tylko pojedyncze osoby w roli zastępowych. Dla bardzo dużej części uczestników był to pierwszy obóz harcerski.
Program był w założeniu przygotowany bardzo ciekawie, jako prawdziwy "obóz zastępów". Wiele dni było tak zaplanowanych, że każdy zastęp wykonuje coś innego – jeden płynie na wędrówkę kajakową, inny idzie odwiedzić sąsiedni obóz, dwa inne mają grę terenową „zastęp kontra zastęp” itd. Jednak w praktyce w podobozie harcerskim wiele dni przeciekało przez palce. Sporo czasu zajmowała kąpiel w jeziorze, pływanie na kajakach i różne inne tego rodzaju zajęcia „kolonijno-wczasowe”. Na pewno nie było to zamierzonym efektem – kadry w podobozie harcerskim było stosunkowo mało, przez pierwszą część obozu była to tylko Dziama z Bogusią, które dodatkowo były obciążone przecież sprawami organizacyjnymi tak wielkiego obozu. Stąd, siłą rzeczy, część zajęć odbywała się na zasadzie „sobie zróbcie sami” co w przypadku ambitniejszych zastępowych dawało dobre efekty, ale dla niektórych było to demotywujące. Każdy zastęp miał po kolei płynąć z jednym z instruktorów na „falę kajakową” tj. na dwudniową wyprawę w dół jeziora. Niestety nie wszystkie zastępy zdążyły pojechać. Były też jednodniowe wypady drużyn do Ustki.
Słabą stroną obozu była realizacja tematyki indiańskiej. Wiele osób wspominało, że był to obóz indiański tylko z nazwy, owszem były stroje indiańskie i trochę zdobnictwa, ale nic poza tym. Dopiero gdy Iżik mniej więcej w połowie obozu przyjechał na dwutygodniowy urlop z wojska, próbował trochę ambitniej rozkręcić program i przełamać „kolonijno-wczasowe” nastawienie części uczestników. Odbyła się w ówczas kilkudziesięciokilometrowa dwudniowa piesza wyprawa 11 PDH „BKB” śladami dawnych obozów. W 11 PDH zaczęło się także świadome nawiązywanie do tradycji pre-skautowego ruchu Woodcraft, o którym dowiedzieliśmy się dużo z książki Tadeusza Wyrwalskiego "Rozwój idei puszczańskiej w skautingu". Woodcraftowska tarcza z rogami stała się jednym z symboli drużyny, i ogólnie idee Woodcraftu dały nam dużo motywacji.


Obóz letni Szczepu Leśni / V Hufca, 1991
Msza polowa, którą odprawił przybyły z Poznania ówczesny kapelan harcerzy i harcerek
Obóz letni Szczepu Leśni / V Hufca, 1991
Obozowy festiwal piosenek i scenek

Atmosfera na obozie była generalnie dobra, nie było jakichś poważniejszych konfliktów, ale było trochę „kolonijnie” i generalnie ludzie byli mało zintegrowani. Dziwne były szczególnie ogniska. Zdarzało się, że ludzie wychodzili z kręgu i siedzieli w namiotach głośno rozmawiając, albo wręcz grając na gitarach (takie ogniska alternatywne...). W końcu Dziama tego kategorycznie zabroniła. Oczywiście odbiór tego obozu był różny w przypadku starszych i młodszych harcerzy. Starsi oczekiwali czegoś więcej i byli zawiedzeni. Dla tych, co byli pierwszy raz, obóz ten był jednak mimo wszystko ciekawą przygodą. Oczywiście z ogromnej liczby „młodych” na tym obozie wielu było całkiem przypadkowo i był to dla nich tylko nic nie znaczący epizod w życiu. Jednak dość dużo osób z roczników 78 i 79 wówczas na pewno „załapało haczyk” i pozostało w harcerstwie na dłużej, tworząc kolejne pokolenie Szczepu "Leśni". Także dużo zuchów z rocznika 1980 na tym obozie przeszło z gromad zuchowych do drużyn harcerskich, mocno je zasilając.
Na obozie w 1991 nastąpiło też dużo zmian kadrowych: drużynową Orejany została Ala zamiast Dziamy, Jedenastki - Iżik zamiast Hugona, w zuchach 22 DZ - Beza zamiast Ali. Od maja 1991 Iżik był już formalnie szczepowym "Leśnych" zamiast Dziamy (choć de facto Szczep nie istniał jako całość, bo szczepowy był w wojsku), a od lutego Marzena prowadziła 36 DZ przejętą z rąk Dziamy. Powstały też dwie nowe drużyny związane luźniej ze Szczepem "Leśni": próbna starszoharcerska żeńska "Zorza" Bogusi (która jednak nie zakończyła pomyślnie okresu próbnego) i młodszoharcerska żeńska 443 PDH Kaśki "Elińskiej".
Sąsiedzi i goście: W pobliżu było bardzo dużo obozów, i podobnie jak w 1990, zastępy udawały się na wędrówki by je odwiedzić. M.in. nad jeziorem Dębno (na naszym miejscu z 1989) był obóz "Białego Szczepu" z Krakowa, o którym krążyły dość sensacyjne opowieści (nie bardzo było wiadomo czy to jeszcze harcerze czy już US Marines Corps). Nad Jez. Dołgie był także obóz ZHR oraz obóz Szczepu ZHR "Wigry" z Wrocławia. Nasz obóz był prawdopodobnie dwa lub trzy razy podchodzony, ale w niektórych przypadkach nie wiadomo, czy wartownicy nie słyszeli czasem jakichś jeży albo dzików, które wzięli za harcerzy na podchodach. Obóz odwiedzili także Piątacy-Seniorzy V Hufca.
Rywalizacja zastępów: W odróżnieniu od poprzedniego roku, tym razem była przez cały obóz prowadzona punktacja. Odbywała się ona jednak znów systemem utajnionym – każdy zastęp miał przed namiotem tarczę indiańską, na której kadra codziennie przyklejała różne kolorowe znaczki – nie było wiadomo na daną chwilę, ile jest punktów, ani jaki kolor i jaki znaczek co oznacza. Ostatecznie okazało się że rywalizację ogólną wygrały „Wilki”. Dodatkowo „Szarłatkom” zostało przyznane wyróżnienie w kategorii zastępów żeńskich.
Przeboje obozu: Nad Dołgiem rozegrał się mały konflikt o repertuar. Nastąpił pewien przesyt piosenkami o charakterze łagodno-poetycko-sentymentalnym, w tym tymi autorstwa Dziamy Okazało się, ze ludzie chcą śpiewać przeboje polskiego popu i rocka, np. „Cisza”, „O Ela”, „Nie płacz Ewka” oraz „Kochałem cię jak Irlandię”. Dziama tych ostatnich nie akceptowała, uważając że nie pasują do obozu harcerskiego. Zaczęły też wchodzić do repertuaru szanty, wtedy np. pojawiło się „Szesnaście ton” i „Pacyfik”, wypromowane przez Kacpra. Na tym obozie często był też śpiewany "Wigwam" oraz "Dym jałowca".

>Obóz letni Szczepu Leśni / V Hufca, 1991
Poobozowa wystawa w Szkole Podstawowej nr 20
Obóz letni Szczepu Leśni / V Hufca, 1991
Jak widać, było na tym obozie wykonanych trochę zdjęć. Niestety cały zbiór gdzieś później zaginął.

Wspomnienia - PELA (1994): Dwa tygodnie upału, dwa tygodnie ulewy. Właśnie podczas tego obozu wszystko zaczęło się zmieniać, począwszy od zmiany koloru chust z pięknego błękitu na różowy, który miał być amarantowy. Zaczęliśmy istnieć jako 5 Hufiec zamiast Szczepu „Leśni”. Nawiedzali nas starsi panowie w harcerskich mundurkach, którzy chodzili po namiotach i stwierdzali, że „my byśmy te prycze zrobili lepiej”... Obóz toczył się dalej – toczył, a właściwe wlókł. Niczego się też nie dowiedzieliśmy o Indianach. Właśnie nad Dołgiem dostałam krzyż (ostatni krzyż z rąk Dziamy jako drużynowej) i z tego powodu żal mi, że ogólnie był to nienajlepszy obóz...

Wspomnienia - BARMAN (1994): Był to mój pierwszy obóz. Wchodzę do pustego namiotu i każą mi robić prycze... Byłem tym trochę wypłoszony. Jakoś dziwnie wziąłem się do roboty i nie pamiętam, żebym się obijał! Po rozpoczęciu dzień mijał za dniem, była wyprawa kajakowa, podchodzenie, festiwal obozowy (który wygraliśmy). Bardzo mi się podobało. Grzechu, kiedyś, gdy rozmawialiśmy o obozach, mówił, że było tak sobie, mówił o jakimś planie. Ale ja wróciłem wspomnieniami do tamtych chwil i stwierdziłem, że nie ma racji.

Wspomnienia - MARZENA (1994): Harcerze nie robili prawie nic. Czy słońce, czy deszcz, zawsze była dla nich „zła” pogoda do jakichkolwiek zajęć (oprócz kąpieli). Gdy zuchy dziarsko biegały po lesie, harcerze czekali na zmianę pogody lub odpoczywali...

Wspomnienia - GRZECHU (2007): Obóz generalnie był dość leniwy, ale dla mnie pracowity. Pamiętam z niego dość dużo i ogólnych wrażeń, i pojedynczych epizodów. Byłem już mocno zaangażowany w sprawy kwatermistrzowskie (wyjazdy do tartaku po deski, kierowanie budową różnych urządzeń, nadzór nad magazynem sprzętu). Nad Dołgiem byłem też po raz pierwszy zastępowym - zastępu „Borsuki”, potem przemianowanego na „Rosomaki”. Jak na owe czasy był to zastęp bardzo mały – tylko 4 osoby. Służba szczególnie dla tak małego zastępu zbyła bardzo ciężka. Musieliśmy praktycznie zaraz po przejęciu (około 16.00) zabierać się za szykowanie kolacji, a szykowanie śniadania dla 100 osób zaczynać wczesnym świtem.
W połowie obozu były odwiedziny rodziców a także Piątaków. Została odprawiona Msza Św. polowa – odprawił ją nowy kapelan harcerski z Poznania, zwany „Wodeckim” bo miał fryzurę i okulary jak ten piosenkarz. Podobno kiedy wymówił słowa „Módlmy się...” to Ewa N. powiedziała głośno „O równouprawnienie kobiet!”!!! Odbył się też obozowy festiwal piosenki, który mój zastęp wygrał. Najpierw wystąpiłem ja, udając Kaczmarskiego, a potem Barman i Szymon brawurowo odśpiewali „Wielką miłość do babci klozetowej” Big Cyca. Byliśmy absolutnie bezkonkurencyjni, choć trzeba pamiętać, że wtedy festiwale obozowe miały raczej charakter wygłupów i zgrywy.
Obóz zmienił swe oblicze mniej więcej w połowie. Pewnego dnia rano zobaczyłem, że pusty dotąd namiot „tobruk” nr 11 jest zasznurowany i ktoś w nim chyba śpi. Domyśliłem się, że to Iżik przyjechał. Wiedziałem, że ma dostać kilkunastodniowy urlop z wojska i być na obozie. Rzeczywiście, Iżik się po chwili wynurzył z „tobruka” i od tego momentu był oboźnym. Wprowadził gimnastykę na wzór wojskowej zaprawy porannej, a ogłaszając ciszę nocną krzyczał „Uwaga obóz! Ogłaszam capstrzyk, capstrzyk, capstrzyk!!!” Dla większości był to więc jakiś dziwny facet z wojska, który na tym obozie chce wprowadzić wojskowe porządki. Tylko niektórzy widzieli, że on chce wyciągnąć drużynę z pewnego marazmu w jakim się znalazła. W trójkę z Iżikiem i Gonzem stwierdziliśmy, że trzeba zmodyfikować program obozu i wprowadzić jakieś bardziej survivalowe elementy. Mocno nas zainspirowały pomysły z książki Wyrwalskiego o Woodcrafcie. Zorganizowaliśmy też wyprawę "Szlakiem starych obozów" - i dziś uważam, że był to duży wyczyn, przeszliśmy naprawdę sporo kilometrów, przez piękne okolice, bytując w spartańskich warunkach.


Wspomnienia - DOROTA (2005): Bardzo ciężki dla mnie obóz. Rzeczywiście trochę za długi i za duży. Hugon na niego nie pojechał, byłam na początku tylko z Bogusią na 70-osobowym obozie. Dziewczyny wtedy zaczynały stawiać różne swoje wymagania, nie chciały gimnastyki, były różne problemy wychowawcze. Były też problemy z obozami obok – ZHR na przeciwległym brzegu, gdzie mieli tak niską stawkę żywnościową, że chodzili głodni i przychodzili do nas na zupę, oraz Biały Szczep, zupełnie nienormalny, urządzali bardzo ciężki survival 12- i 13-letnim chłopcom, znacznie ponad ich siły fizyczne...

WCZEŚNIEJ:
Obóz 1990
Jez. Spore
WCZEŚNIEJ:
Rok
1990/1991
DALEJ:
Rok
1991/1992
DALEJ:
Obóz 1992
Jez. Rymierowo

Aby wrócić na stronę główną lub zajrzeć do innych działów, skorzystaj z menu po lewej stronie.
Jeśli klikniesz tu, STRONA GŁÓWNA otworzy się w nowym oknie.